Goa - New Year's Eve & Elephant

        Hindusi bardzo radośnie celebrują Nowy Rok, mogłabym nawet rzec, że bardziej niż Europejczycy. Ale zdecydowanie jest to inna radość, nieposkromiona i dzika. Sylwester spędziliśmy na plaży w Palolem. Wieczory zazwyczaj na plaży były bardzo spokojnie. W sylwestra jednak było zupełnie inaczej. Prawie każdy skrawek plaży zajmowali Hindusi. Początkowo można wywnioskować, że nie stać ich na zabawę w lokalu. Z drugiej strony skoro stać ich, aby przyjechać kilkadziesiąt kilometrów specjalnie na Goa aby spędzić tam Nowy Rok to, aż tak biedni nie są. Wydaje mi się, że po prostu są na tyle swojscy, że wolą siedzieć na piasku i opierać się o łódki. Typowego Hindusa mogłaby np. przerosnąć sytuacja, gdyby otrzymał sztućce. W każdym bądź razie, mężczyźni w swoim gronie bawili się świetnie (pili alkohol, ale nie w takich ilościach jak typowy Kowalski w noc sylwestrową). Po wybiciu godziny 00:00 zaczęli biegać po plaży, skakać, tarzać się w piasku. Składanie życzeń nie wyglądało jak normalne składanie życzeń. Może dlatego, że białemu człowiekowi, któremu mogli podać rękę, a nawet uścisnąć, okazywali swoje podekscytowanie nowym rokiem jeszcze bardziej. Sztuczne ognie przerosły moje oczekiwanie. Nigdy nie robiły na mnie wrażenia, ale tam ze względu, że plaża jest wąska, wyglądało to tak, jakby wystrzeliwały dokładnie nad czubkiem głowy. Niesamowite wrażenie. Przysiadło się do nas dwóch hindusów. Jeden po pięćdziesiątce z kolegą trzydzieści lat młodszym. Starszy powiedział nam, że spędza sylwestra bez żony ponieważ ona jest w tym czasie w świątyni. Kobiety Nowy Rok najczęściej witają w swoim gronie. Młodszy nie ma dziewczyny, dlatego też spędza ten czas ze starszym kolegą, ale kilkakrotnie pytał czy nie mam koleżanki, która chciałaby z nim być. Później z T. udaliśmy się do baru przy plaży, gdzie do późnej nocy sączyliśmy zimne drinki i bawiliśmy się do hitów, które znamy.
Następnego dnia, wieczorem spotkaliśmy obu mężczyzn ponownie. Mówili, że szukali nas cały dzień. Nie wiedzieliśmy dlaczego, przecież spędziliśmy razem tylko kilka minut, wymieniając parę zdań bo ciężko było zrozumieć ich angielski. Chyba byliśmy dla nich taką atrakcją, że chcieli spędzić z nami więcej czasu. Zdanie ‘you are my friend…’ padało z ich ust kilka razy w ciągu minuty.

Hinduski style 
         
Wypożyczyliśmy skuter i pojechaliśmy na plantacje przypraw - Sahakari Spice Farm*. Droga w jedną stronę trwała około dwie godziny, podczas której kilkakrotnie prawie straciliśmy życie. W Indiach na drodze nie ma żadnych zasad, każdy jeździ tak jak mu pasuje. Między pojazdami przechadzają się leniwie krowy, dzieci idą do szkoły i ludzie pracują przy drodze. Plantacji przypraw nie zwiedzaliśmy ponieważ potrzebowalibyśmy na to cały dzień, a że przestawiliśmy się na hinduski tryb – nigdzie się nie śpieszę - dotarliśmy tam późnym popołudniem. Postanowiliśmy zobaczyć tylko słonie. Słonie nie mają tak wysokiej pozycji w religii hinduskiej jak święte krowy, ale nie są wyznawcom obojętne. Jeden z najważniejszych bogów hinduskich - Ganeśa - przedstawiony jest jako człowiek z głową słonia. Symbolizuje ona wielką mądrość oraz siłę. 

    Wskazówki dojazdu: Z Palolem kieruj się na Margao, następnie z Margao na północny wschód do miejscowości Ponda. Palolem – Ponda: ok. 55km.

Podczas 'popisowej' jazdy trwające 20 sek. rozwaliłam buta

W drodze do Margao


Czas na mycie słonia!