Wprawdzie
zaproszenia na ślub nie otrzymałam, ale idąc wieczorem ze stacji kolejowej do
domu nie miałam oporów, aby zobaczyć co dzieje się w budynku, z którego
dobiegała muzyka. Ludzie widząc, że stoję przed bramą od razu zaprosili mnie do
środka. Biały człowiek jest niczym atrakcja i dodatkowo zwiększa prestiż
wesela. Uroczystość zawarcia małżeństwa odbyła się rano, właśnie wtedy odbywają
się wszystkie obrzędy i rytuały. Zależą one od regionu oraz tradycji danej
rodziny. W kalendarzu hinduskim wyznaczone są specjalne dni, które gwarantują
szczęście i właśnie w te dni przyszli małżonkowie powinni się pobrać. Przed
wejściem do domu weselnego musiałam zjeść płatki róż oraz kryształki soli.
Dziwna mieszanka smakowa. Następnie zaprowadzili mnie do sali, gdzie w
centralnym miejscu stała scena przed którą ustawione były plastikowe krzesła.
Wyglądało to tak, jakbyśmy czekali na przedstawienie. Specjalnie przystrojona
scena była miejscem sesji zdjęciowej. Podczas trwania sesji, co dziwne, para
ani razu nie zmieniła pozycji, dochodzili do nich tylko goście. Następnie
przyszedł czas na życzenie i prezenty(głównie sprzęty do użytku domowego oraz
pieniądze). W międzyczasie poznałam chłopaka, który jest bratankiem pana
młodego. Chłopak powiedział mi, że małżeństwo zostało zaaranżowane i nowożeńcy
poznali się zaledwie tydzień temu. Matka nowo poznanego kolegi wysłała go na to
wesele, bo a nuż pozna dziewczynę. Zdziwiłam się, bo nikt nie przyszedł z osobą
towarzyszącą wiec tylko rodzina chłopaka była tam obecna. Akceptowalny jest
ślub z bliską kuzynką (ta sama kasta). Chłopak jednak ma obawy, bo większe jest
prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się niepełnosprawne. Jednakże jest
dobrej myśli ponieważ jego rodzice są bliskim kuzynostwem, a on jest zdrowy.
Małżonkowie pochodzą z ubogiej kasty wiec wesele było skromne. Nie było
specjalnego usadzania gości, każdy siadał gdzie chce. Menu: ryż z sosem,
ziemniaczki puree, cebula ze śmietaną, a wszystko podane na zielonej tekturze.
Tradycyjnego piętrowego tortu również nie było, tylko banan na deser. Goście od razu
zaprosili mnie do stołu. To nie pierwsza sytuacja, która potwierdza, że hindusi
to życzliwi i przyjaźni ludzie. Wszyscy uśmiechali się do mnie, nikt nie robił
dziwnych min, że jestem tam przypadkiem, z ciekawości. Nikt nie marudził, że
jedzenie nie dobre, że źle podane, wszyscy cieszyli się chwilą. Goście jedli
prawą ręką (lewa służy do higieny osobistej, nie używają papieru toaletowego).
O godzinie 22 impreza zakończyła się. Na pożegnanie każdy dostał kokos.
W zamożnych
rodzinach wygląda to zupełnie inaczej. Całe wydarzenie trwa minimum trzy dni,
goście szykują stroje z najdrobniejszymi detalami kilka tygodni przed ślubem a
stoły uginają się od obfitości potraw.
|
Dom weselny |
|
Zaloty panny młodej |
|
Rodzina |
|
Weseleeeeeee ! |
Poznałam na weselu mężczyznę, który zaprosił mnie na Pūjā.
Pūjā jest to rytualna modlitwa wykonywana przez Hindusów. Pūjā w której uczestniczyłam
była wydarzeniem przygotowawczym do pielgrzymki do miejsca świętego – Sabarimala. Przed
pielgrzymką mężczyzna (tylko mężczyźni mogą w niej uczestniczyć) musi przejść
41-dniową pokutę – spożywanie tylko potraw wegetariańskich, powstrzymanie się
od alkoholu i tytoniu, wstrzemięźliwość seksualna, kąpiel dwa razy dziennie,
zakaz usuwania włosów z ciała, noszenie tylko czarnych i niebieskich strojów
oraz odwiedzanie świątyni. Przed wejściem do budynku każdy mężczyzna ma
obmywane nogi przez kobietę, a następnie zostaje mu nałożony manjal i kunkum - proszek
używany podczas rytuałów i ceremonii. Dwie grupy mężczyzn siedzą naprzeciwko
siebie, a między nimi znajdują się świeczniki z dużą ilością kadzideł, banany,
płatki róż i wszystko co natura stworzyła. Centralne miejsce zajmuje obraz Ayyappan
(potomek Sziwy i Winszu) wokół którego wiszą kwiaty. Jeden mężczyzna trzyma
wielką księgę i wybiera pieśni do śpiewania. Narzuca rytm i tępo a reszta mu wtórują.
Mężczyźni śpiewają, a wręcz radują się. Dawno nie widziałam takiej radości u
tak wielu osób i to jeszcze mężczyzn J W międzyczasie jeden z mężczyzn kładzie przed obrazem kwiaty oraz owoce
ku ofierze. Prawdopodobnie mężczyźni
siedzieli bez koszulek to było duszno. Chyba, że to jakiś zwyczaj o
którym jeszcze nie wiem. Pūjā trwała dwie godziny.
W sobotę przygotowałam zajęcia dla dziewczynek mieszkających na slumsach.
Trochę dziwne, że miałam je uczyć angielskiego skoro mój angielski pozostawia
wiele (!) do życzenia. W niczym to jednak nie przeszkadzało, bo dzieci nie
znały nawet alfabetu. Przygotowałam takie
ćwiczenia, że wszystko odbyło się w formie zabawy. Na pożegnanie dzieci dostały
upominki od organizacji - słowniczki,
piórniki, kredki i kolorowanki.
|
photo: colleague |